~○~
Ziewnąłem, zasłaniając usta dłonią i oparłem się o Caela. Niższy chłopak zerknął przez ramię, uśmiechając się do mnie promiennie. Odwzajemniłem uśmiech, układając głowę wygodnie na jego szyi.
-Jestem Ash, moją drugą formą jest kojot- mówił jeden z wychowawców, siedząc okrakiem na pniu starego dębu. Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym, by zauważyć, że wolałby znajdować się teraz w innym miejscu.- Mam was uczyć o umiejętnościach i pomagać je rozbudowywać...- powiedział niezainteresowanym tonem, jeżdżąc po nas lekceważącym spojrzeniem.- Pomyślicie: "uczy umiejętności! na pewno sam posiada jakąś szczególną". Otóż nie, moją umiejętnością jest panowanie nad mgłą, co jest kompletnie nieprzydatne.- westchnął, mierzwiąc swoje ciemne włosy.- Tyle powinniście wiedzieć, reszta nie jest wam potrzebna.- stwierdził, wiercąc się na dużym pniu, by moment później wstać i założyć ręce na piersi.- Jakieś pytania? Nie? To świetnie.- rzucił, nie dając nam czasu na odpowiedź.
Cael zachichotał cicho, sprawiając, że moja głowa podskoczyła na jego ramieniu.
-Sorki.- szepnął, przysuwając się do mnie.
-Nic nie szkodzi.- uśmiechnąłem się, dmuchając na jego szyję przez co zadrżał. Poczułem dźgnięcie w żebra, a po chwili zobaczyłem zmrużone w irytacji oczy Enid. Uniosłem brwi pytająco, na co tylko fuknęła.
-Mniej więcej wiem, co każdy z was potrafi i chciałbym utworzyć małe grupy na zasadzie czterech żywiołów.- oznajmił, unosząc dłoń i przebierając palcami.
Powietrze było żywiołem moim, Caela, Fide, Lilliane, Petera, Delica i Angy. Dowiedziałem się, że Fide potrafi tak przystosować powietrze, że podczas lotu rozcina je dziobem z łatwością. Peter umiał wywołać burzę, a Lilliane ją zakończyć. Delic i Angy, bliźnięta dwujajowe, posiadały równoważące się wzajemnie umiejętności- zagęszczanie i rozrzedzanie powietrza.
Po podzieleniu nas mogliśmy wrócić do domów. Wieczorem musieliśmy stawić się na spotkaniu z Sir Grandem. Nie wiedziałem dokładnie po co, ale nie przejmowałem się tym za bardzo. Mieliśmy teraz dużo czasu na eksplorację terenu.
Arthur zaprosił nas na wieczorne ognisko niedaleko jego nowego mieszkania- domku na wzór drewnianej leśniczówki. Zdecydowaliśmy, że dobrze byłoby przynieść coś do jedzenia.
Jako, że Cael po ostatnim polowaniu na sarny miał wyrzuty sumienia zaproponowałem ryby.
Byliśmy nad rzeką godzinę później- Cael kołując w powietrzu, a ja stojąc po pas w chłodnej wodzie.
Uniosłem głowę, obserwując przyjaciela (mogłem go już tak nazywać, pomimo bardzo krótkiej znajomości). Orli krzyk przeciął powietrze, a ciało Caela opadło z niesamowitą prędkością w stronę wody. Poderwał się z powrotem, niosąc dużego pstrąga w swoich pazurach.
Wylądował na brzegu, na jednym z większych kamieni i zmienił postać.
-Wow! Skąd tutaj pstrągi?- popatrzył w moją stronę pytająco, z zachwytem unosząc swoją zdobycz. Potrząsnął prawą stopą, strzepując krople wody. Wyszedłem z wody, otrzepując się w psim stylu, po czym również zmieniłem swoją postać.
-Prawdopodobnie są tutaj wszystkie gatunki ryb słodkowodnych.- wzruszyłem ramionami.
-Piranie też?- uniósł brwi zaskoczony.
-Nie ciekawi cię jak to możliwe, ale to czy są tu piranie?- parsknąłem śmiechem.
-No wiesz, dla bezpieczeństwa.- rzucił, wracając wzrokiem do swojej ryby.
-Jasne.- zaśmiałem się, wykręcając róg mojej mokrej koszulki.- Chyba nie zostanę gościem od połowu ryb.- pokręciłem głową z uśmiechem, kiedy spojrzał na mnie pytająco.
-Dlaczego?
-Jestem cały przemoczony, a i tak niczego nie złapałem.- wyjaśniłem.
-Powiedz po prostu, że wolisz siedzieć tutaj i czekać, aż ja przyniosę wystarczającą ilość.- szturchnął mnie w bok, szczerząc się szeroko. Rzucił we mnie pstrągiem, którego zręcznie chwyciłem.- Żartowałem. Zaraz będę z powrotem.- zapewnił mnie, a ja tylko parsknąłem na jego niedorzeczne zachowanie. Przecież wiedziałem, że żartuje.
Zeskoczył z kamienia, na którym stał, przemieniając się, zanim dotknął ziemi i poderwał się w górę. Uśmiechnąłem się do siebie, siadając na zimnej, granitowej powierzchni.
Kilka minut później obok mnie powstał mały stosik, składający się z dwóch pstrągów, sandacza i okonia. Cael właśnie leciał w tą stronę, by zrzucić upolowanego przed chwilą amura.
-Starczy, Cael!- krzyknąłem do niego, gdy ponownie kołował nad rzeką i wypatrywał kolejnej ofiary.
Zaskrzeczał, dając znać, że słyszał moje słowa, ale ma je gdzieś, po czym runął w stronę wody i wyciągnął z niej wielkiego suma.
-Nie mogłem się oprzeć.- powiedział, gdy już siedział obok mnie i oceniał wielkość ostatniej ryby.
-Mhm, jest naprawdę spory.- pokiwałem głową z uznaniem, a on uśmiechnął się dumnie.
-Beze mnie umarłbyś z głodu.- puścił mi oczko.
-Jesteś świadomy, że są tu inne zwierzęta oprócz ryb, wredoto?- pchnąłem go lekko, a on zachwiał się i wpadł do wody z pluskiem. Mimowolnie zacząłem się śmiać, nawet głośniej kiedy zobaczyłem jego minę.- P-przepraszam.- wyjąkałem pomiędzy salwami śmiechu. Zmrużył oczy, wygrzebując się na ląd i rzucając w moją stronę.
-Kto tu jest wredny, co?- burknął, przewracając mnie na trawę i mocząc z powrotem moje już prawie suche ubrania.
-Jesteś mokry!- starałem się go zepchnął, ale to nie było takie łatwe.
-Ty też.- zaśmiał się, chętnie przyciskając się do mnie, by woda przesiąkła na materiał mojej koszulki.
-Przez ciebie.- prychnąłem, a on ugryzł mnie w szyję i zaczął łaskotać.- O nie!- zapiszczałem niemęsko, wierzgając pod nim.
-To tylko trochę wody!- rzucił, odskakując ode mnie, chwytając dwie ryby i biegnąc w stronę, z której przyszliśmy.
-Eejjj!- oburzyłem się, podnosząc resztę ryb i próbując go dogonić.
-Prawdopodobnie są tutaj wszystkie gatunki ryb słodkowodnych.- wzruszyłem ramionami.
-Piranie też?- uniósł brwi zaskoczony.
-Nie ciekawi cię jak to możliwe, ale to czy są tu piranie?- parsknąłem śmiechem.
-No wiesz, dla bezpieczeństwa.- rzucił, wracając wzrokiem do swojej ryby.
-Jasne.- zaśmiałem się, wykręcając róg mojej mokrej koszulki.- Chyba nie zostanę gościem od połowu ryb.- pokręciłem głową z uśmiechem, kiedy spojrzał na mnie pytająco.
-Dlaczego?
-Jestem cały przemoczony, a i tak niczego nie złapałem.- wyjaśniłem.
-Powiedz po prostu, że wolisz siedzieć tutaj i czekać, aż ja przyniosę wystarczającą ilość.- szturchnął mnie w bok, szczerząc się szeroko. Rzucił we mnie pstrągiem, którego zręcznie chwyciłem.- Żartowałem. Zaraz będę z powrotem.- zapewnił mnie, a ja tylko parsknąłem na jego niedorzeczne zachowanie. Przecież wiedziałem, że żartuje.
Zeskoczył z kamienia, na którym stał, przemieniając się, zanim dotknął ziemi i poderwał się w górę. Uśmiechnąłem się do siebie, siadając na zimnej, granitowej powierzchni.
Kilka minut później obok mnie powstał mały stosik, składający się z dwóch pstrągów, sandacza i okonia. Cael właśnie leciał w tą stronę, by zrzucić upolowanego przed chwilą amura.
-Starczy, Cael!- krzyknąłem do niego, gdy ponownie kołował nad rzeką i wypatrywał kolejnej ofiary.
Zaskrzeczał, dając znać, że słyszał moje słowa, ale ma je gdzieś, po czym runął w stronę wody i wyciągnął z niej wielkiego suma.
-Nie mogłem się oprzeć.- powiedział, gdy już siedział obok mnie i oceniał wielkość ostatniej ryby.
-Mhm, jest naprawdę spory.- pokiwałem głową z uznaniem, a on uśmiechnął się dumnie.
-Beze mnie umarłbyś z głodu.- puścił mi oczko.
-Jesteś świadomy, że są tu inne zwierzęta oprócz ryb, wredoto?- pchnąłem go lekko, a on zachwiał się i wpadł do wody z pluskiem. Mimowolnie zacząłem się śmiać, nawet głośniej kiedy zobaczyłem jego minę.- P-przepraszam.- wyjąkałem pomiędzy salwami śmiechu. Zmrużył oczy, wygrzebując się na ląd i rzucając w moją stronę.
-Kto tu jest wredny, co?- burknął, przewracając mnie na trawę i mocząc z powrotem moje już prawie suche ubrania.
-Jesteś mokry!- starałem się go zepchnął, ale to nie było takie łatwe.
-Ty też.- zaśmiał się, chętnie przyciskając się do mnie, by woda przesiąkła na materiał mojej koszulki.
-Przez ciebie.- prychnąłem, a on ugryzł mnie w szyję i zaczął łaskotać.- O nie!- zapiszczałem niemęsko, wierzgając pod nim.
-To tylko trochę wody!- rzucił, odskakując ode mnie, chwytając dwie ryby i biegnąc w stronę, z której przyszliśmy.
-Eejjj!- oburzyłem się, podnosząc resztę ryb i próbując go dogonić.